Sonntag, 16. August 2015

pt. ØØ

// 160815 1325 // pt. ØØ //

Zaokienna zieleń oplatała moje myśli wraz miękko znajomym dźwiękiem muzyki. Szyba była zaparowana od deszczu, przez co od patrzenia przez nią zaczynała powoli boleć mnie głowa.

To prawie tak, jakbym patrzył przez twoją duszę.

Miarowe stukanie pociągu w jego naturalnym pociągowym toku doprowadzało mój skołotany i zmęczony umysł do białej gorączki, której z otępienia nawet nie miałem siły zarejestrować.

Przymknałem oczy, będąc wdzięcznym za nareszcie nastany spokój. Od siedemdziesięciu ośmiu godzin w mojej głowie rozbrzmiewał hałas pomieszanych dźwięków utworów, z czego każdy przyciągał inne, pozytywne bądź nie, wspomnienia.

(chciałem malować obrazy na twojej zaparowanej duszy jak na szybie, ale jak źle mi teraz dotknąć jej mokrej nawierzchni, jak źle)

Jedynie wczoraj zostawiony jedynie sam ze sobą dotarłem w głębię własnego ja, w przerażeniu obserwując jak padają mury które zbudowałem przed samym sobą z wielu powodów. Z wpływu, podziwu i zazdrości. Jedynie dzisiaj trzymałem się twardo ostrej krawędzi wszystkiego co znam, raniąc sobie palce, bez pozwolenia na upadek w nicość, chyba tylko z samego buntu i rebelii.

Światło przeszkadzało mi w przymknięciu oczu, co uchroniłoby mnie przed widzialnością oplatających mnie wstążek cynizmu śmiejących się do mnie cicho i z mojej stalowej duszy, której nigdy nie miałem.

Byliśmy wszyscy ciężko beznajdziejnym przypadkiem w ludzkości, jednocześnie jej największą nadzieją. Starając się desperacko, każdy ja i każdy ty, ponieważ nie ma już nic do zrobienia.

Pociąg zatrzymał swój bieg w zielonym lesie, wrzucając mnie w naglącą potrzebę ucieczki od wszystkiego co zabrało moją poezję, bezpieczeństwo malin w letnie popołunie i każdą Muzę w każdej postaci.

Miękkie dźwięki basu odbijały się po mojej głowie gdy mogłem zacząć juz spokojnie oddychać.

W pewnym momencie wydawało mi się, że świat zakończy się, zamykając do środka lub otwierając jak most i wyrzucając z siebie krzyk wszystkich krwawiących rozmów i skulonych, przerażonych słów.

Być może tego bałbym się mniej niż swojej własnej obdartej do własnej prawdziwości duszy nad którą tymczasem nie czuwa już nikt w czyich oczach mogłoby odbić się jedno ze świateł miasta nad przepaścią chwiejących się liter i drżących dłoni.

// Niebo jakieś widziałeś tu
w rozłamie słońca wśród naszych słów
Nad tonią głębi gdzie w gąszczu emocji
znalazłeś się przypadkiem dróg //

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen