żegnam się szitem, gratulacje dla mnie xd
ariwederczi
---
Witaj Frankie,
pamiętasz, jak
kiedyś opowiadałeś mi jak lubisz listy? Jest coś takiego w słowie zapisanym na
papierze, że wydaje się być głębszym odbiciem duszy niż sms czy mail. Jest coś
w tym fakcie, że ktoś odrzuca dla ciebie najprostsze wyjście i decyduje się
skorzystać z pióra, mimo że wie, że być może ma za dużo do powiedzenia by wyjść
z tego bez bolącego nadgarstka. Jest w tym coś, co sprawia że czujesz się
doceniony. Może troche winny, przez ten nadgarstek.
W głębi duszy
jesteś 50 letnią starą panną, która mogłaby pić herbatę z filiżanek w kwiatki,
z tą różnicą, że z psami zamiast kotów. Stare panny też nie umieją śpiewać, jak
ty. Chociaż uważam, że twoj śpiew ma w sobie coś pięknego, wyjątkowego i bardzo
mocno emocjonalnego. I piszesz zdecydowanie lepszą poezję, niż one mogłyby
zamarzyć.
Cóż, troche sam
jesteś poezją.
Ten list będzie
pełen stwierdzeń, Frankie, dlatego że zazwyczaj tak o tobie myślę. Obserwuję
cię, rozmyślam na twój temat, a potem stawiam zdanie. Kiedy nie jestem czegoś
pewien, próbuję dojść do stwierdzenia tak długo aż jestem w stanie to zrobić.
Właściwie, jest kilka rzeczy, których nigdy mi się nie udało. Powiedziałbym, że
tylko jedna z nich ważna, gdyby nie fakt, że wszystko na twój temat jest dla
mnie ważne.
Powinienem pisać
do ciebie z dużej litery, ale wygląda to i czuje się tak nienaturalnie, jak
nigdy nie chciałbym przy tobie być.
Zresztą, nie
sądze, byś kiedykolwiek miał coś przeciw temu. Jesteś zawsze trochę
piętnastoletnim dzieciakiem w jeansach z dziurami na kolanach, który może na
zewnątrz ma wszystko gdzieś, ale chciałby zmienić świat. Pewnie zmieniłbyś
regułę, by nigdy więcej nic nie pisać dużą literą.
Niemcy by cię
pokochali.
Wiesz, często
zastanawiam się też nad tym, czy lubisz moje poczucie humoru. Czy lubisz ze mną
rozmawiać. Czy myślisz o mnie tak często jak ja o tobie? To wszystko brzmi tak
prosto i dziwnie, wypowiedziane na głos. Wiem, że nie przepadasz za moimi
kwiecistymi metaforami - sam nie wiem, skąd się biorą i dlaczego są, ale mają
tendencję do zmieniania mojego nastroju w cyniczny czarny humor. Wiem, że
strasznie tego nie lubisz, jak i tego, kiedy zmieniam się w okropną drama
queen.
Bo notuję w
głowie wszystko o tobie, ale nie umiem zobaczyć w tobie tego, co odbija mnie.
Wiesz, że
gdybyśmy się zobaczyli na żywo, prawdopodobnie byśmy się nie poznali? Widzimy
się w lustrach i na zdjęciach, ale jak naprawdę, zobaczyć siebie z obiektywnej
strony? Dlatego lepiej, że nie widzimy. Dlatego nie możemy się zobaczyć.
Wszechświat ma
swoje ustalone prawa i myślę, że przestawienie choć jednej jego kosteczki
mogłoby go zawalić. Jak śmierć kogoś mocno potrzebnego światu.
Mój nadgarstek
już zaczyna boleć.
Pisałem
wcześniej o tych rzeczach, których nigdy nie zdołałem do końca rozwiązać i
umiejscowić. Na początku nie chciałem o nich pisać, ale cóż, czy ma to teraz
jakiekolwiek znaczenie? Kiedy piszesz list nie możesz już niczego cofnąć. Nawet
jeśli chciałbyś zmazać swoje słowa, i tak będzie po nich ślad.
Gdybym chciał
przepisywać ten list, nigdy nie byłby już czymś, co chciałem przekazać.
Lubię otwarte zakończenia. Wiem, jak denerwują ciebie, ale jest w nich
miejsce na interpretacje, na swoje właśne przemyślenia – jak w muzyce.
Jesteś uciekinierem, Frankie, wszyscy jesteśmy. Uciekamy przed
problemami, tym co nas przerasta i przede wszystkim przed sobą. Nawet ktoś kto
jest uosobieniem perfekcji (śmieszna rzecz, ta perfekcja, tak przy okazji.
Bardzo paradoksalna, kiedy składają się na nią nawet wady i niedoskonałości)
znajdzie ciemność w swojej duszy. Ponieważ każdy z nas, gdzieś w głębi, ją ma.
Jest schowana, daleko, może nawet nie wiemy, że jest. Może znajdujemy ją
przypadkiem, przelotnie, nie rejestrując, że to zrobiliśmy.
Uciekłbyś ze mną, kocie?
Czuję, jak się zapadam, jak się rozpadam. Może wszechświat zaczyna już
się zmieniać, może wszystko upadnie, wymaże się i zniknie. A jeśli tego
wszystkiego nigdy nie było, jakie to w końcu ma znaczenie?
Ponieważ, widzisz, Frankie, nigdy się nie dowiesz, czego nie zawarłem w
tym liście. O czym zacząłem pisać i o czym skończę. O tym, jak wiele nocy
minęło mi nieprzespanych, o jednej rzeczy której nie umiałem zarejestrować,
której nie umiałem dostrzeć. Ponieważ odbijała mnie, odbijała mnie w tylu
względach w których nie można zobaczyć samego siebie, przez pryzmat kogoś
innego. Kogoś jak ty.
I nienawidzę siebie za to, że nienawidzę siebie na tyle, że zdałem sobie
sprawę, że mogą być dwa powody dla których tego nie widzę.
Problem jest taki, że
czy cokolwiek ma
jeszcze znaczenie
i czy kogokolwiek obchodzi
wszechświat, który być może nigdy nie istniał
skoro nigdy już tego nie przeczytasz
Gerard
trochę boli. ale boli głównie dlatego, że czytając słowa Gerarda czuję się, jakby ktoś przelał na papier/klawiaturę wszystko to, co od jakiegoś czasu siedzi mi w głowie, z czym nie mogę sobie w żaden sposób poradzić. to przyjemny ból. minęło wiele czasu, od kiedy ostatni raz zatrzymałam się nad jakimś frerardem. bo niby to było dawno i nie prawda, bo niby z tego wyrosłam. ale widzę, że często właśnie w tego typu fanfickach odnajduję siebie. swoje własne myśli i słowa. to zawsze będzie aktualne. ładny fick. lekki, ale skłonił mnie do myślenia, szczególnie ostatnie linijki. przeniosłaś mnie tym tekstem dwa lata wstecz, kiedy wszystko było lepiej. dziękuję ;)
AntwortenLöschen